Jak zostałem oszukany – edycja kolekcjonerska

Był rok 2007, akurat miałem trzymiesięczną przerwę od dwuletniego związku i postanowiłem ją wykorzystać. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, w końcu każdy facet musi jakoś odreagować długi, dwuletni związek, zwłaszcza w okresie, w którym sam przeżył ledwo lat siedemnaście. Jednak w trakcie tych trzech miesięcy przytrafiła mi się historia, która naprawdę warta jest opisania.

Nie było wtedy jeszcze Facebooka, znaczy pewnie był, ale niezbyt popularny. W Polsce rządziła Nasza Klasa, a nieliczni korzystali z portalu Grono.net. Ja należałem do nielicznych. Akurat siedziałem przed komputerem, kiedy nagle pojawiła się chmurka z napisem Masz 1 nieodczytaną wiadomość. Najechałem myszka, kliknąłem i wyświetliła mi się wiadomość:

Cześć nazywam się Ania, pewnie mnie nie kojarzysz, ale chodziliśmy razem na angielski. Obserwuję Cię już od pewnego czasu i bardzo mi się spodobałeś. Pewnie nie odpiszesz mi na tę wiadomość, ale przynajmniej nie będę żałowała, że się nie odezwałam.

Szybko zerknąłem na profilowe, przeglądnąłem galerię, i stwierdziłem, że wypada jej odpisać. Na zdjęciu profilowym wyglądała ładnie, a właściwie, nie tyle ładnie, co po prostu normalnie. Każde jej inne zdjęcie przedstawiało natomiast samą twarz, ewentualnie tułów, po którym nie dało się niczego stwierdzić. A na dodatek, wszystkie były lekko zamazane, tak jakby robiono je tosterem. Zafascynowany faktem, iż dziewczyna sama się do mnie odezwała, wpakowałem się w przysłowiowe maliny.

Kilka dni po feralnej wymianie zdań, umówiłem się z nią na kawę. Przyszedłem na miejsce spotkania, i wzrokiem zacząłem szukać Anny. Powiedziała, że będzie miała na sobie żółtą bluzkę i spódniczkę z falbankami. Niestety nikogo podobnego nie widziałem. Była, co prawda, jedna w żółtej bluzeczce, ale to, co miała na nogach przypominało raczej wielką cygańską spódnicę. Falbanki może i były, tylko, że jej nogi przypominały mały czołg z pierwszej wojny światowej. Pierwsza moja myśl brzmiała: uciekam stąd, gdzie pieprz rośnie. Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że jest to już niemożliwe, ona przecież wie, jak ja wyglądam, zresztą już mnie zlokalizowała. Idzie w moim kierunku!

Następne dwie godziny były, prawdopodobnie, najdłuższymi w moim życiu. Cały czas modliłem się, żeby przypadkiem nie zobaczył mnie ktoś ze znajomych. Umyślnie starałem się prowadzić spacer w kierunku obrzeży miasta. Jakież było moje zażenowanie, kiedy Ania zaproponowała, żebyśmy szli za rękę:

  • Podasz mi rękę?
  • A w jakim celu? – odpowiedziałem lekko zszokowany
  • No wiesz, jesteśmy na spacerze, a ja zawsze, nawet jak idę z siostrą na spacer, to idę z nią za rękę.
  • Yyy, wiesz, nie lubię chodzić za rękę, bo mi się dłoń szybko poci. – Odparłem, mówiąc pierwszą rzecz, jaka przyszła mi na myśl.
  • Naprawdę? No to wezmę Cię pod ramię.

Albo byłem za grzeczny, albo ona nie odczuwała mojego zdystansowania. W momencie, w którym wzięła mnie pod ramię, mój świat się załamał. Cała moja, przez wiele lat budowana reputacja mogła w jednej chwili lec w gruzach. Gdyby tylko ktoś mnie z nią zobaczył, jeszcze na dodatek uwieszoną na moim ramieniu, to z pewnością szybko stałbym się obiektem kpin, na co najmniej kilka miesięcy. Nie mogłem na to pozwolić!

Kiedy tylko zadzwoniła do niej siostra, a dzwoniła średnio co piętnaście minut (pewnie po to, żeby spytać jak randka), szybko wyciągnąłem telefon i napisałem smsa do Beaty – ZADZWOŃ! POMOCY! Beata była moją szkolną przyjaciółką, wiedziałem, że mnie zrozumie. Zresztą później ten sposób, uwalniania z beznadziejnych sytuacji, stał się naszym ulubionym.

Nie minęły trzy minuty, jak mój telefon zaczął dzwonić, rozbrzmiewając wesoło piosenkę Scotty doesn’t know. Nacisnąłem przycisk odbierz i rozpocząłem swój monolog:

  • Cześć Beata? Co się stało?
  • O kurczę, zapomniałem na śmierć, na którą byliśmy umówieni?
  • A nie da się tego przełożyć?
  • Dobra, to poproszę ojca, żeby mnie podwiózł. Będę do godziny. Przepraszam.

Po drugiej stronie słuchawki było słychać jedynie śmiech. Na szczęście dobrze odegrana szopka, pozwoliła mi się uwolnić z objęć potwora, jakim była Ania. Grzecznie ją przeprosiłem, opowiedziałem bajkę, że zapomniałem, iż mam do zrobienia ze znajomymi projekt do szkoły, i pożegnałem się. Rzucając bez sensu na odchodne: Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy!

Ania gnębiła mnie jeszcze przez blisko trzy miesiące, potrafiła dzwonić nawet po kilkanaście razy na godzinę, pisała do mnie smsy średnio co kilka minut. Starałem się jej unikać jak ognia. Nie odpisywałem, nie odbierałem. Niestety, któregoś pięknego dnia zaczaiła się na mnie pod halą, na której miałem trening i znów próbowała zaciągnąć na spacer…

Z całego zamieszania uratowała mnie dopiero jej ładna przyjaciółka, z którą jakiś czas później zacząłem się spotykać. Dziewczyny dziwnym trafem przestały się przyjaźnić, przez co niestety ucierpiała również moja znajomość z Anią.

Człowiek jednak jak jest młody to jest głupi. Po pierwsze, jak można umówić się z nieznajomą dziewczyną, która wypisuje do nas wiadomości, przecież to z pewnością albo spamer albo jakaś desperatka. Inna sprawa, dlaczego dziewczyny kłamią? Dlaczego osoby widoczne na zdjęciach zamieszczonych na portalach społecznościowych są tak różne? Przecież tak nie wolno robić. To powinno być karalne!

Druga część na kolejnej stronie

5 1 vote
Ocena
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments